Czy naprawdę warto się starać? Przecież w każdym razie matka jest bardziej dojrzałą, mądrzejszą osobą. Kto, jeśli nie ona, powinien jako pierwszy dążyć do pojednania?

Pomimo tego, że mnie nie rozumie, nadal kocham moją mamę, bez względu na wszystko. Czasami zdarza się, że ukochana osoba kieruje się zasadami i okazuje się, że trudno mu coś udowodnić. Mnie też to spotkało. Nie rozmawialiśmy z moją mamą przez jakieś 12 lat. Dlaczego? Po prostu okazała się taką osobą, która nie może przeciwstawić się swojemu wychowaniu i światopoglądowi. Nawet dla własnej córki.

Dorastałam jako jedyne dziecko w rodzinie, a mimo to, nie miałam łatwo...

W małej wiosce życie wcale nie jest cukrowe. Tylko się modlić, pracować w polu i czasem robić na drutach. Moja mama nauczyła mnie tego bardzo wcześnie i czasami sprzedawaliśmy dzianiny na targu w mieście. Jak powiedziałam, nigdy w życiu nie miałem wielkiego wyboru. Nasza rodzina była czysto patriarchalna, to znaczy mój ojciec był właścicielem i sam decydował o wszystkich sprawach.

Po szkole zostałam w domu z rodzicami. Oczywiście nie było mowy o żadnych studiach i rozwoju osobistym. Moim zadaniem była pomoc rodzicom. Z roku na rok zadania, które miałam do wykonania, stawały się coraz trudniejsze. Gdy miałam 19 lat, zakochałam się w 36-letnim, żonatym mężczyźnie, który faktycznie był wtedy w trakcie rozwodu. Nasz związek bardzo mi ciążył, gdyż wiedziałam, że w oczach moich rodziców nie będzie miał prawa bytu.

Moje obawy były jak najbardziej słuszne. Rodzice kategorycznie zapowiedzieli, że jeśli zdecyduję się na kontynuację tej relacji, będę musiała odejść z domu z niczym - jak to mówią - goła i bosa. Kilka dni gryzłam się z trudną decyzją, aż pewnego dnia po prostu nie wróciłam ze spaceru. Odeszłam z domu do Szymona, który wynajmował mieszkanie w mieście. Żył sam już od kilku miesięcy, więc widać było, że mieszkaniu brakuje kobiecej ręki.

Rozwiódł się dość szybko, żyliśmy spokojnie, pomógł mi dostać się na studia, o których musiałam zapomnieć, mieszkając w domu rodzinnym. Obudził we mnie wielkie pokłady talentów, o których nawet nie wiedziałam.

Szydełkowanie i wyszywanie mi zostało, nawet to lubiłam, ale gdy Szymon przyszedł któregoś razu do domu ze sztalugą malarską i całym pozostałym ekwipunkiem, moje oczy zalśniły - malowałam pejzaże, abstrakcję i tworzyłam ilustracje do książek dla dzieci, a gdy wena porywała mnie na dłużej, Szymon na chwilę przejmował moje domowe obowiązki. Było mi cudownie...

Jednak pewnego dnia, dowiedziałam się pocztą pantoflową, że mój ojciec nagle zmarł, ale nikt nie mógł mi powiedzieć, czy pogrzeb już był, czy nie. Postanowiłam więc pójść do rodzinnego domu, aby spotkać się z mamą, dowiedzieć się wszystkiego, przytulić ją i we wszystkim pomóc.

Myślałam, że jeśli tylko ja zostałam jej na tym świecie, otworzy ponownie przede mną swoje serce. Niestety, gdy otworzyła drzwi i zobaczyła mnie na progu, zatrzasnęła je z impetem i nienawiścią w oczach. Odepchnęła mnie, choć zostałam tylko ja z rodziny, którą zbudowała z ojcem. Nawet w takiej chwili, moja matka nie potrafiła zrezygnować z zasad, przez które musiałam odejść z domu...

Pilna wiadomość: Wielu z nas zapomniało już o bonach turystycznych wydawanych latem 2020 roku. Wkrótce kończy się termin ważności. Lepiej się pospieszyć z realizacją

Ciekawostka: Niesamowita niespodzianka dla mieszkańców jednej z polskich miejscowości. Nieoczekiwani czworonożni goście zawitali na osiedle

Nie przegap: Z życia wzięte. Szwagierka pożyczyła od nas dużą sumę pieniędzy, a teraz nie chce jej oddać. Nie wiem co robić