Jednak nie mogło mnie zabraknąć na 20. rocznicę ukończenia szkoły: zrobiło się ciekawe, kto się ustawił w życiu, kto już założył rodzinę, a kto wciąż „poszukiwał siebie”.

Nawiasem mówiąc, należałam do ostatniej kategorii. Moralnie przygotowałam się na to, że wieczór odbędzie się pod hasłem „pokaż, że jesteś najfajniejsza ze wszystkich”: wszystkie wyjmą ze szkatułek najdroższą biżuterię, umówią się wcześniej do fryzjera i pokażą na iPhone’ach (no cóż, oczywiście) zdjęcia z wakacji na Dominikanie.

Jak bardzo się myliłam...

Głównym bohaterem tego wydarzenia nie był Staś, który otworzył siódmy oddział swojej firmy, ani matka-bohaterka Natasza, która niedawno urodziła swoje czwarte dziecko, ani nawet Krzyś, który, jak się niedawno okazało, otrzymał zezwolenie na pobyt w Stanach Zjednoczonych... Zaskoczyła wszystkich Irena, która była niczym nie wyróżniającą się dziewczyną. Dokładniej, charakterystyczną cechą naszej Irenki był jednak wygląd...

W latach szkolnych Irena ważyła, jeśli nie 100, to na pewno 90 kg. Od czasu do czasu stawało się to powodem do kpin (dzieci są czasami bardzo okrutne), ale Irena nie była szczególnie zawstydzona: zawsze znajdowała przyjaciół i przyjaciółki w każdym towarzystwie, nie brakowało jej poczucia humoru i autoironii.

Ale teraz, dwadzieścia lat później, stanęłam przed zapierającą dech w piersiach kobietą, nie, raczej dziewczyną: długie włosy, smukła sylwetka, idealna skóra. Irenę można było rozpoznać jedynie po jej „charakterystycznym” uśmiechu z dołeczkami na policzkach. Ja, jako żarliwa miłośniczka wszystkiego, co zaskakujące i niewytłumaczalne, zaczęłam dociekać niemal od pierwszych minut naszego spotkania, jak to się stało...

- Stało się to dwa lata po maturze, Igor był bratem mojej nowej przyjaciółki. Wysoki, niebieskooki, atletycznej budowy. Okazało się, że Igor jest trenerem fitness klubu sportowego. Cały wieczór opowiadał mi o swojej pracy, o sporcie, prawidłowym odżywianiu i zdrowiu. Nie wiem, co mnie bardziej fascynowało, sam Igor czy jego opowieści, ale już następnego dnia oddałem połowę pensji na abonament jego klubu.

Igor postanowił sam mnie trenować. Po sześciu miesiącach treningów schudłam 10 kg, ale zyskałam coś więcej - miłość (nieważne jak banalnie to zabrzmi). Teraz jesteśmy małżeństwem od 7 lat, wyniki pracy mojego męża są przed tobą - powiedziała Irenka. Postanowiłam zapisać się do klubu jej męża i stać się równie piękną i zgrabną kobietą, jak ona!