Mój mąż rozmawiał przez telefon ze swoją mamą, a moja córka bawiła się lalkami. Nasza córeczka ma rok i dziewięć miesięcy.

Dziecko podeszło do mnie i zaczęło prosić o pójście do toalety. Poszłam do swojego pokoju, podeszłam do męża i poprosiłam go o pomoc.

Zazwyczaj nocnik stoi w naszym pokoju, ale teraz był w łazience, umyłam go i zostawiłam do wyschnięcia. Mój mąż wtrącił się, nie odrywając wzroku od telefonu, jak mógłby mi pomóc. Powtórzyłam prośbę o nocnik.

- Dobrze, zaraz to zrobię — mój mąż wstał z kanapy, wziął moją córkę za rękę i poszedł z nią do łazienki.

W tym samym momencie z głośnika telefonu wydobył się histeryczny krzyk:

- Twoja matka dzwoni do ciebie, a ty nie słuchasz, rozmawiasz z kimś innym. Co za brak szacunku! Co ja ci właśnie powiedziałam?

Mąż musiał się tłumaczyć, że żona była zajęta gotowaniem, ręce miała w mięsie mielonym, a dziewczynkę trzeba było posadzić na nocnik.

- Więc co powstrzymuje tę leniwą dziewczynę przed umyciem rąk i zrobieniem tego samej? A ja jeszcze nie skończyłam mówić — głośnik ryczał tak głośno, że był słyszalny, jak mi się wydawało, w całym domu.

Mąż przeprosił matkę i powiedział, że na pewno do niej oddzwoni. Następnie odłożył telefon i poszedł z córką do łazienki. Wróciłam do kuchni, aby gotować.

W tym momencie na kuchennym stole zadzwonił mój telefon. To była moja teściowa. Nie odebrałam telefonu. Po pierwsze, trzeba było dokończyć formowanie kotletów, zostało tylko kilka sztuk.

A po drugie, nie chciało mi się rozmawiać po tym, jak nazwała mnie leniem. Natychmiast zadzwonił telefon mojego męża. Nietrudno było zgadnąć, kto to.

Ale mąż też nie odebrał, bo był zajęty córką, pomagając jej pozbyć się zawartości nocnika i przeprowadzić niezbędne procedury higieniczne.

Znowu przyszła kolej na mój telefon komórkowy. Musiałam umyć ręce i odebrać.

Popularne wiadomości teraz

Przez wiele lat ukrywała prawdziwe nazwisko. Jak faktycznie nazywa się Beata Tyszkiewicz

Nowe informacje w sprawie śmierci Krzysztofa Krawczyka. Jego żona może mieć przez to problemy

Nezwykła przeszłość Dagmary Kaźmierskiej. Jaką tajemnice skrywa gwiazda

Takie nieestetyczne plamki ma na ustach wielu z nas. W ten prosty sposób można sobie z nimi poradzić i pozbyć się na zawsze

Pokaż więcej

"Jak możesz uniemożliwiać matce komunikację z synem? Kim ty w ogóle jesteś? Matka ma obowiązek opiekować się dzieckiem do 3 roku życia. Państwo daje takie prawo, a ty z niego korzystasz.

Mój syn ma dziś dzień wolny. Dlaczego mu przeszkadzasz i odwracasz jego uwagę od zasłużonego odpoczynku?"

"Twój syn jest takim samym rodzicem jak ja. Ma dokładnie takie same prawa i obowiązki"

"Skąd mam wiedzieć, czy jest mój syn, czy nie jest rodzicem" — moja teściowa wyraźnie ze mnie kpiła.

"Miłego dnia" — rzuciłam ze złością telefon na stół i nastawiłam wodę na makaron. Telefon mojego męża zadzwonił wyczekująco w pokoju. Po trzech minutach ciszy usłyszałam krzyk męża:

"Mamo, czego ode mnie chcesz? Nie pojadę do ciebie, świetnie się bawię w domu. Co cię obchodzi, jak spędzam wolny dzień i kto w naszej rodzinie zajmuje się nocnikiem! Zostaw mnie w spokoju, proszę"

W międzyczasie posoliłam wodę, zmniejszyłam ogień i poszłam do męża.

"Dlaczego przeklinasz?" - zapytałam męża.

"Przepraszam. Za ile obiad?" - Mąż zapytał z nadzieją w głosie.

"Jest już prawie gotowy. Musisz uzbroić się w cierpliwość"

Podczas gdy wszystko się gotowało, poszliśmy z córką łowić plastikowe ryby, które zostały umieszczone w basenie.

Ile czasu zajmuje przejście z jednego końca osiedla na drugi? Około dziesięciu minut. Ale dzisiaj dzwonek do drzwi naszego mieszkania zadzwonił dwadzieścia minut później.

Zdążyłam już ugotować makaron i dodać masło.

"To do ciebie, ja jestem z Ulą" — krzyknęłam do męża, kontynuując łapanie ryb do miski. Mój mąż poszedł otworzyć drzwi i wkrótce usłyszałam jego zdziwiony okrzyk.

"Mamo! Co ty tu robisz?"

"Idę zająć się wnuczką. A ty odpocznij, przyniosłam ci puszeczkę na rozluźnienie"

"Dzięki, ale nie chcę pić"

"Gdzie jest moja wnuczka? Zabierzmy ją na spacer, a ty będziesz miał trochę ciszy i spokoju. Synu, musisz o siebie dbać. Mężczyźni to kruche stworzenia, wielu nie dożywa nawet emerytury. Dlaczego?

Przez wszystkie żony, które popychają swoich biednych mężów do pomocy w domu. Trzeba pracować, zajmować się domem i siedzieć z dzieckiem. Cóż, jeśli twoja żona się tobą nie zajmie, to ja to zrobię" — teściowa żałośnie zakończyła swoją wypowiedź.

"Mamo, czas, żeby dziecko zjadło i poszło spać"

"Ja ją nakarmię, odpocznij chłopcze"

"Ona je sama" — zauważył mąż.

"Oczywiście, że tak! Z taką żoną będziesz musiał robić wszystko sam. I zejść na zawał, zanim będziesz mógł przejść na emeryturę" — mruknęła.

Nic dziwnego, że słyszałam całą rozmowę. Grażyna mogła z łatwością krzyczeć ponad przejeżdżającym pociągiem.

"Mamo, nie musisz nam pomagać. Radzimy sobie sami. Idź do domu" — poprosił mój mąż.

"Chcę pomóc. Co ty wyprawiasz? Wyrzucasz własną matkę z domu. Do tego doprowadziło cię życie małżeńskie. Wyrzucasz mnie ze swojego domu, tak przy okazji"

"Oczywiście, że tak. Mieszkanie kupiliśmy razem w trakcie małżeństwa... Mamo, idź do domu. Sami sobie poradzimy!" 

Zawodząc, teściowa wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Powiedziałam mojej córce, że nadszedł czas, aby rybki poszły spać, były zmęczone. Wylałyśmy wodę z umywalki i wyszłyśmy z łazienki.

Córka pobiegła do kuchni, a ja do męża. Stał na korytarzu i z tęsknotą patrzył na torbę z puszeczkami.

"Kolacja gotowa" — powiedziałam.

"Świetnie" — rozchmurzył się. Zjedliśmy, ja pozmywałam naczynia, a mój mąż poszedł położyć dziecko do łóżka. Wkrótce oboje zasnęli.

Wzięłam puszeczki i poszłam do kuchni. Siedząc w kuchni, sączyłam złoty, gazowany, chmielowy trunek. Smakował dobrze. Przynajmniej trochę pożytku z mojej teściowej.

Celowo wybraliśmy miejsce po drugiej stronie miasta, aby być z dala od niej, ale tak nie wyszło. Grażyna zmieniła mieszkanie i zaczęła mieszkać o wiele za blisko.

Im jest starsza, tym trudniej się z nią porozumieć. Mój mąż niedługo skończy 40 lat, ja jestem dwa lata młodsza. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, małżeństwem z wieloletnim stażem.

Ale dla mojej teściowej wciąż jestem nikim. To bardzo frustrujące. Chmielowy napój naprawdę mi smakował. Paradoks polega na tym, że do przychodni każe się wozić, ale po puszeczki dla syna skoczyła sama niczym gazela...