Mój mąż i ja mamy dom nad morzem, odziedziczyliśmy go po rodzicach. Przez ostatnie lata zainwestowaliśmy dużo pieniędzy w remont, więc staramy się teraz spłacić długi i przyjmować więcej turystów.

Nie mamy wielu pokoi, ale mamy przestronny strych i tylną werandę. Ponadto mój mąż postawił na terenie posesji dwa drewniane domki.

Jest też niedrogi aneks, ale to tylko nocleg bez żadnych udogodnień. Jak tylko zaczyna się sezon, mój mąż i ja nie mamy nawet czasu, aby usiąść. Nasi stali klienci rezerwują noclegi już zimą.

Zajmuję się też przygotowywaniem skomplikowanych posiłków, które też wnoszą do domu trochę grosza. Kiedy przyjeżdża do nas córka z zięciem, śpią w przybudówce, bo wiedzą, że to nasz biznes.

Niedogodności rekompensujemy im pieniędzmi, pomagając w spłacie kredytu hipotecznego. W tym roku córka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że wykupili wycieczkę do Egiptu i zamiast nich przyjadą teściowie.

"Przyjmij ich w normalny sposób, nie tak jak nas"

Byłam oszołomiona. Mam wyrzucić turystów czy co? Zwłaszcza że lipiec to szczyt sezonu. Dlaczego mam poświęcać swoje zarobki dla obcych?

Teściów córki widzieliśmy raz na weselu, przez te wszystkie lata nawet o nas nie pamiętali. Wiadomo, że córkę i zięcia zawsze przyjmiemy, ale staruszkowie nie będą spać w oficynie, potrzebują komfortowych warunków.

Odmówiłam i stałam się wrogiem całej rodziny. Córka przestała się do mnie odzywać. Nawet mąż robił mi wyrzuty, że mogłam coś wymyślić.

Oczywiście on będzie pił z teściem córki, a ja będę się wszystkimi opiekować i obsługiwać. Teraz nie wiem, co robić...

Czy powinnam przeprosić i mimo wszystko ich przyjąć? Czy też trzymać się swojego stanowiska?