Byłam oszołomiona i zaczęłam przewracać oczami. Tymczasem sąsiadka kontynuowała:

- Prawie się wczoraj popłakałam! Twoja matka szła, ledwo niosła torby, była spocona! Jak to? Przecież nie jest bezdomna, wychowała dwójkę dzieci, każde ma samochód, czy trudno jest pomóc matce? Powinnaś się nią zająć, Daria, ona jest już starsza, nie jest już pierwszego zdrowia, opamiętaj się, bo będzie za późno.

Uwolniłam się z jej kurczowego uścisku. Nie odesłałam jej tylko dlatego, że uważam się za dobrze wychowaną kobietę, znam jej syna od najmłodszych lat. Ale czułam się bardzo nieswojo.

I to nie dlatego, że wysłuchiwałam wyrzuty, ale dlatego, że zdarza się to regularnie. Matka o nic nie prosi. Jeśli o coś prosi, jest to po prostu niemożliwe do spełnienia. Zawsze coś się dzieje w najmniej odpowiednim momencie.

Niedługo kończę 40 lat, mój brat jest pięć lat młodszy. Pracuję, mam rodzinę z dwójką dzieci. Oboje się uczą. Żona brata jest na urlopie macierzyńskim z bliźniakami, on ma pracę i kredyt hipoteczny. Matka mieszka sama, ma trudny temperament i od dawna jest rozwiedziona z ojcem.

- Wolę być sama niż mieć takiego męża! - zawsze powtarzała. - O nic nie można się doprosić. Nie był żadną pomocą.

Nasz ojciec był zwykłym człowiekiem, nie pił, pracował, kiedy się rozwiedli, nadal nam pomagał. Dlaczego nie wrócili do siebie z mamą? Po prostu dlatego, że żył, że nie potrafił przewidzieć życzeń żony, nie spełniał jej próśb w chwili, gdy zostały wypowiedziane.

Przypomina mi się incydent z dzieciństwa. Wyłączyli prąd, więc mama musiała poradzić sobie bez niego. Będąc z dziećmi, musiała zrobić obiad u sąsiadki.

Potem miała pretensję do ojca, że nie było go w tym czasie w domu. Dzwoniła z telefonu sąsiadki, wzywała go, ale nie mógł wszystkiego zrobić za nią. W końcu, zamiast wydzwaniać do pracy taty, mogła zadzwonić do spółdzielni albo elektrowni!

Jej zdaniem, była to wina mojego taty, że w momencie wypadku był w pracy. Nie rzucił wszystkiego i nie pobiegł do domu, żeby rozwiązać problem. Gdy dorastaliśmy, nasza mama również zachowywała się w ten sposób.

Jakoś zraniła się w rękę, ale uparła się, żeby wytrzepać dokładnie dywan. Poszliśmy z bratem do szkoły, a ona wiła się z bólu. Mimo to wyciągnęła dywan na mróz. Kiedy zapytaliśmy ją, o co chodzi, czemu się wścieka, krzyknęła:

- Jestem przyzwyczajona do robienia wszystkiego sama! Mimo że mam dzieci, nie mam od nich pomocy!

Chociaż mogła na nas poczekać, nikt nikogo nie poganiał, orzeźwiający mróz trwał w najlepsze, wolała szarpać się z ciężarem i robić z siebie ofiarę przy obcych, bo postanowiła zrobić to teraz, natychmiast. Wszyscy sąsiedzi jej współczuli, bo wyglądało na to, że nie może liczyć na niczyją pomoc. 

Robiła smutną minę, gdy sąsiedzi okazywali jej współczucie, kiwała głową i załamywała ręce. Ja szczęśliwie wyszłam za mąż i opuściłam dom. Mój mąż miał własne mieszkanie, więc rodzina powiększyła się bez przeszkód. Mój brat po raz pierwszy zamieszkał w wynajętym mieszkaniu.

- Mam dość — mówi — Jeśli nie przybiegasz na pierwsze zawołanie matki, ona natychmiast się obraża i robi ci wyrzuty. Nie czeka, szarpie się sama, a potem się drze, że nie może na nikogo liczyć.

- Jeśli każę teraz, to teraz! Nie chcę czekać! - Matka argumentuje — Trudno cię złapać! Wolę robić wszystko sama, nie jestem nikomu nic winna i nie poniżam się.

Nie mam cierpliwości, żeby z nią rozmawiać! Wczoraj zadzwoniła i powiedziała, że musi iść do apteki, kończą jej się tabletki, zostało jej tylko kilka dni.

Powiedziałam jej, że Stefan przyjdzie z pracy i jej je przyniesie. Wpadła więc w szał i zaczęła krzyczeć, że nie można oczekiwać od nas pomocy i rozłączyła się.

Potem sama zadzwoniła do Stefana i łamiącym się głosem opowiedziała, jak upadła w drodze do apteki i zrobiła sobie krzywdę.

Zadzwoniła pewnego dnia, gdy byłam w pracy. - Zabierz mnie do sklepu z narzędziami, postanowiłam wytapetować korytarz, ściany są zniszczone, potrzebuję kleju.

- Mamo, skończę pracę, odbiorę dzieci i cię zawiozę.

- Bez łaski, poradzę sobie sama. Nie będę czekać!

Rozłączyła się i pojechała na drugą stronę miasta, czekanie to nie jej sprawa. Jej córka musi rzucić wszystko i pędzić, by spełniać jej życzenia, zapominając o dzieciach. To tak, jakby sufit spadł jej na głowę, a potem powie sąsiadom, że nikt jej nie pomaga.

- Cóż poradzić, współczesne dzieci nie przejmują się starymi ludźmi, zawsze są zajęte. A mój mąż był takim samym egoistą. Całe życie muszę wszystko robić sama. Co robić? Takie są moje dzieci — biadoli.

Właśnie w tym momencie jechałam do matki na zakupy, kiedy zostałam zaczepiona przez sąsiadkę. Byłam w domku rodziców mojego męża, kiedy do mnie zadzwoniła z listą zakupów.

Kiedy tam dotarłam, ona już była po zakupach i przyniosła dwie torby, nie zapominając o donosie sąsiadce na wyrodną córkę. Jestem zmęczona jej zachowaniem i nią samą!